Kenshi – trudny żywot w postapokaliptycznym świecie Sci-Fi

news52

Kenshi – trudny żywot w postapokaliptycznym świecie Sci-Fi

Samotny ronin przemierza piaszczystą pustynię. Pod jego stopami chrzęszczą kości nieszczęśników, którzy mieli pecha natrafić na okolicznych bandytów. Nagle, dźwięk wyciąganej katany przyciąga jego uwagę. Nerwowo kładzie rękę na rękojeści swojej klingi niepewnie przełykając ślinę. Ich jest 8, on jeden, może trzeba było zostać na noc w mieście?

Miłe złego początki?

Ten lekko przypudrowany przeze mnie opis to zaledwie jedna z wielu sytuacji na jakie natrafić może postać gracza w „Kenshi”. Ta wyprodukowana początkowo przez jedną, a potem niewielką grupę osób gra RPG przenosi nas na pustynny świat będący połączeniem science-fiction z post-apo. To znaczy, że w czasie podróży odwiedzić nam przyjdzie wiele opuszczonych lokacji takich jak miasta, laboratoria i strażnice, pełne robotów strażniczych i technologii rodem ze wspomnianego gatunku. Nie znaczy to, że cały świat jest nieprzychylny, po całej mapie rozsiane są też zaludnione miejsca pełne zarówno ludzi, żyjących maszyn, a także „kosmitów” o których wspomnę przy kreacji postaci. Obszar po jakim się poruszamy jest naprawdę spory, mierzy aż 870 kilometrów kwadratowych podzielonych na 60 biomów, z czego każdy z nich jest wypełniony odpowiednim dla niego otoczeniem, pogodą, NPCami czy przeciwnikami. Te tereny zostały wykonane przez Oliego Hattona, który wykonał je początkowo za pomocą generatora, następnie to co otrzymał poddał ręcznej obróbce i wkomponował w to co już istniało.


Fot. Kenshi
Miasta to najbezpieczniejsze miejsca w grze, pod warunkiem że nie jesteś przestępcą 

Dzięki temu zabiegowi świat sprawia wrażenie „obcego” i nieregularnego, gdzie obok gór istnieją szerokie połacie prerii, a tuż obok nich las deszczowy z kwaśnymi deszczami. Nie obeszło się jednak bez problemów. Zaprojektowane „poziomy” często okazywały się niemożliwe dla przekroczenia przez AI postaci, przez co trzeba było ręcznie modyfikować trasy do poruszania się przez nich. Co ciekawe, historia zarówno pokazanych miejsc, jak i świata nie jest dokładnie opisana. Chris Hunt, twórca gry, wspomniał że nie jest miłośnikiem „podawania wszystkiego na tacy”, dlatego aby zrozumieć działanie świata musimy wczytywać się w linie dialogowe, dymki konwersacji oraz rozsiane tu i ówdzie książki mogące rzucić na to trochę światła.

Kółko w maszynie

Zanim jednak zaczniemy musimy stworzyć naszego awatara. Na początku wybieramy „scenariusz” z jakim zaczynamy, od tego wyboru będzie zależeć nasza sytuacja na start. Wśród możliwych wyborów można wyróżnić „Wanderera” gdzie rozpoczynamy w bezpiecznej lokalizacji z zapasem gotówki, „Merchant”, czyli wcielamy się w rolę kupca z koneksjami, „Sold into slavery” w którym, jak nazwa wskazuje zostajemy niewolnikami w kopalniach, czy w końcu „Rock bottom”. Ten szczególny scenariusz stawia nas na środku pustyni bez żadnego ekwipunku,a do tego bez jednej ręki. Potem przechodzimy do menu tworzenia postaci. Opiera się ono na wyborze rasy, płci (jeżeli jest taka opcja) oraz budowy ciała poprzez korzystanie z suwaków po prawej stronie ekranu. Każda rasa różni się prędkością uczenia się danych umiejętności, niektóre na przykład szybciej będą nabywać doświadczenie w produkcji broni, inne w hodowli roślin. Działa to także w drugą stronę – Hiverzy chociażby wolniej przybierają na sile. Kiedy już dokonamy dzieła stworzenia, rzuceni zostajemy w wir rozgrywki. I poprzez „rzuceni” mam na myśli postawieni na środku konkretnego miejsca bez instrukcji co robić i gdzie iść. Nawet jedna z ramek zawiera informację, iż „Kenshi nie jest grą która powie ci co masz robić”. Jedyne co nam przekazują, to jak działają konkretne panele i przyciski. A potem? Hulaj dusza, piekło jest dookoła. To dosyć istotna rzecz, bowiem NIE JESTEŚMY ŻADNYMI WYBRAŃCAMI. Nie ma starożytnych przepowiedni głoszących nadejście zbawcy świata, ani kapłana witającego nas słowami o naszym „przeznaczeniu”.

W Fot. Kenshi
Wielki, masywny wojownik, czy może raczej mały ale zwinny człowiek? Twój wybór

Za to mamy dużą swobodę tego czym możemy się stać. Chcesz założyć faktorię i sprzedawać komponenty? Proszę bardzo. Wolisz okradać sklepy w miastach i odsprzedawać towar gdzie indziej? Nie ma problemu. A może preferujesz zebrać drużynę i atakować bandytów/kupców. Ależ bież kij i leć. Tylko uważaj, aby wychudzony niemilec Ci ręki nie odrąbał, a o to naprawdę jest łatwo. Każdy, nawet najsłabszy bandyta jest tu od nas mocniejszy. I choć może się to wydać dziwne, często jest w stanie pokonać 6 osobową grupę niewyszkolonych NPC. Brzmi ciężko? I takie jest. „Kenshi” jest bowiem bardzo trudną grą, choć nie wiem czy porównywanie jej poziomu do Dark Souls byłoby na miejscu. Sam twórca przyznawał, że „jest wrogiem graczy”, co odzwierciedla doznania jakie przeżywamy. Zginąć możemy od wszystkiego – czy to bandyci, psy, oszalałe roboty, głód, utrata krwi, a w skrajnych przypadkach grill u kanibali gdzie przypada nam zaszczytne miejsce głównego dania. Jedynym sposobem, aby przeżyć i dojść do czegokolwiek jest metoda prób i błędów (ewentualnie spora ilość poradników w internecie) oraz mozolny grind statystyk, który na końcu może się opłacić. Pozwala to nawet odzwierciedlić stary jak świat scenariusz „od zera do bohatera”, kiedy to początkowo niezdolna utrzymać się na nogach postać jest pod koniec w stanie pokonać całe bandy używając jedynie pięści. Rzecz jasna, dotarcie do tego momentu będzie wymagało środków w postaci pieniędzy, ekwipunku oraz pożywienia.


Fot. Kenshi
Powiedzieli, że będziemy "Honorowymi gośćmi" na obiedzie. 
Czemu mam wrażenie, że czegoś nam nie mówią?

Najważniejszym z nich jest oczywiście mamona zwana tutaj „Catsami” – jeżeli masz jej wystarczająco dużo, to reszta z czasem też przyjdzie. Kupować za nią możemy nie tylko wyposażenie, lecz także i dodatkowych ludzi do naszej obstawy, książki do opracowywania technologii czy materiały budowlane. Zarobić ją można na wiele sposobów, ja powiem o tym dla mnie najciekawszym czyli o craftingu – dosyć rozbudowanym zresztą. Działa on na prostej zasadzie, potrzebujemy stacji, którą najczęściej sami musimy zbudować oraz surowca z którego będziemy wytwarzać. Oczywiście nie wszystko będziemy w stanie zrobić, poza podstawowymi projektami potrzebne są „blueprinty” do kupienia u sprzedawców na całym świecie gry i te wynalezione przez nas podczas badań. Kiedy mamy projekt oraz przedmioty do jego wykonania przydzielamy naszą postać do stacji i każemy jej go wykonać. Z początku to co wyjdzie spod jej rąk będzie często gorsze niż to co zdobędziemy na buszujących w okolicy przestępcach, ale jak to mówią „praktyka czyni mistrza”. Handlować będziemy z wieloma nacjami. Każda różni się nie tylko wyglądem i "składem osobowym", ale również i filozofią, podejściem do świata i zamieszkujących go ras czy nawet kwestią podatków! I tak "Holy Nation" akceptuje jedynie ludzi, Hive'erów i Shek'ów widzi co najwyżej w kajdanach a Roboty to tylko i wyłącznie 2 metry pod ziemią, 100 metrów od ich osad. Królestwo Sheków dzieli się na 2 kasty - wojowników oraz sługusów, z czego tylko ci pierwsi mają znaczenie w życiu swojego państwa. Poza tym gardzą tchórzami i The Holy Nation ze względu na ich podejście do "obcych". No i nie zapomnijmy o United Cities, feudalnym społeczeństwie kierowanym przez niejakiego Tengu. 

Klimatyczny obraz beznadziei

Gra prezentuje się bardzo ładnie, mimo prostoty swojej grafiki. Z bliska postaci nie różnią się jakoś bardzo szczegółami, ale ma to swoje dobre strony ponieważ dzięki temu nie obciążają znacznie pamięci komputera. Inaczej ma się to z lokacjami. Wypełnione są one dużą ilością detali czy to w postaci metalowych korpusów wystających z piasku, czy ogromnych drzew porastających okoliczne bagna. Dodajmy do tego szalejącą pogodę w postaci burz piaskowych, czy opadów kwaśnego deszczu i voila oto mamy przed sobą piękny obrazek prezentujący z jednej strony opustoszały i martwy, a z drugiej dla kontrastu bujny i pełen życia świat, którego mieszkańcy codziennie walczą o swój byt. Na pochwałę zasługuje nietypowy projekt budynków, jakie możemy spotkać  na naszej drodze. U członków Hive’ów będą to „ule” gdzie mieszkańcy śpią i prowadzą handel, z kolei u Shek’ów (jednej z ras kosmitów) są to pół-okrągłe, pół kwadratowe budynki. Problemem dla posiadaczy słabszych urządzeń okażą się za to wspomniane warunki pogodowe, w przypadku opadów deszczu odnotowuje się spadki FPSów. Na szczęście mody są tu wspierane, i będą w stanie załatać ten problem. Muzyka dostosowuje się do klimatu obszarów obecnych w świecie gry. Towarzyszyć nam będą posępne tony, jakby próbujące podkreślić nam rozpaczliwą sytuację w jakiej się znaleźliśmy. Autentycznie przez cały czas swojej rozgrywki nie przypominam sobie, abym choć raz usłyszał skoczną, albo chociaż wesołą melodię. Była tylko beznadzieja…

Fot. Kenshi
Cytując klasyka - BIEGNIJ FOREST! 

Ostatecznie, uważam „Kenshi” za jedną z najlepszych gier RPG z otwartym światem. Swoboda w podejmowaniu własnych decyzji, połączona z wysokim poziomem trudności tworzy bardzo ciekawą mieszankę, która potrafi trzymać przy monitorze przez wiele godzin. Drobne niedociągnięcia w postaci spadku fps, czy dla niektórych zbyt wolne tempo nabywania doświadczenia mogą zostać poprawione dzięki modom wspieranym zresztą przez samą grę. Ogólnie daje tej produkcji 9/10.

Grafika: 7

Muzyka: 8

Grywalność: 10

Ostateczna ocena: 9